Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2025

Suknia z brzozy

Obraz
Zdarzają się momenty, kiedy pomysł nie przychodzi z głowy, lecz z ciszy. Nie tej zwykłej, codziennej – ale głębokiej, jak poranna mgła, w której coś się ukrywa i jednocześnie odsłania. Nie planuję wtedy, nie szkicuję. Po prostu czuję, że czas coś stworzyć. Coś, co nie będzie tylko przedmiotem, ale śladem – obecności, wspomnienia, uczucia. Tak właśnie powstała suknia z brzozy – jedna z najpiękniejszych, a zarazem najtrudniejszych, jakie kiedykolwiek zrobiłam. Wszystko zaczęło się od stelaża. Zwykły drut wiązałkowy – szorstki, nieustępliwy. Formowałam go cierpliwie, centymetr po centymetrze, jakbym prowadziła rozmowę z czymś, co jeszcze nie miało kształtu, ale już miało duszę. Praca z drutem nie jest łagodna – po kilku godzinach mam dłonie brudne od rdzy, czasem pokaleczone, szorstkie od wysiłku. Ale to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – to świadectwo, że jestem blisko tego, co tworzę. Że nie zostaję na powierzchni. Osobno powstawały kołnierz, mankiety, pas. Każdy miał swoją...

Jak po śliwki, a wróciłam jako leśna bogini haute couture

Obraz
Pewnego dnia, zupełnie niewinnie, wybraliśmy się z mężem na wyprawę po śliwki węgierki. Plan był prosty: nazbierać trochę owoców, ugotować kompot, ewentualnie upiec placek i poudawać, że jesteśmy gospodarzami roku.😘 Pojechaliśmy w nasze stałe miejsce – przy bocznej drodze, gdzie śliwy rosną dziko od lat i zwykle uginają się od owoców. No, ale nie tym razem. Śliwek tyle, co kot napłakał. A te, które były, miały już lokatorów. Krzywe, robaczywe i z wyrazem twarzy typu „po mnie to już nic nie będzie”. Wkurzona, zrezygnowana, już miałam wracać, ale wtedy… zobaczyłam ją. Dzika róża. Całe krzewy, pełne czerwonych owoców! I jak to ja – zamiast smucić się nad losem śliwek, wpakowałam się w kolce z entuzjazmem godnym archeologa odkrywającego nową cywilizację.😁 Zebrałam pełen kosz owoców. Śliwek zero, ale za to miałam coś lepszego – inspirację. Bo w moim ogrodzie już czekała... suknia. Tak, dokładnie – suknia z brzozowych gałązek i drutu, konstrukcja artystyczna, która wyglądała jakby z lasu w...

Jak moja sukienka na czerwony dywan… skończyła w ogródku

Obraz
No więc tak. Stworzyłam kiedyś sukienkę. Ale nie taką zwykłą – sukienkę z przytupem. Idealną na czerwony dywan. Tylko że… nikt tego dywanu nie rozwinął. Klasyk. A teraz od początku. Wyobraźcie sobie: ja, artystka-amatorka, ogrodniczka pełną gębą, postanowiłam stworzyć kreację marzeń. Materiały? Tylko z najwyższej półki: winobluszcz, gipsówka ogrodowa, przegorzan, zatrwian, krwawnik… Cała kolekcja botanicznych „haute couture”. Mega ekologiczna, zero plastiku, zero śladu węglowego. Taka „zielona” stylówa, że Greta Thunberg byłaby dumna. Plan był prosty: błysk fleszy, szum aparatów, ja krocząca z gracją w sukni, która wygląda jak skrzyżowanie łąki z wybiegami w Paryżu. Problem? Gala się nie odbyła. Ba! Nawet paparazzi nie przyszli. Jedyne flesze to te z telefonu sąsiadki zza płotu, która sądziła, że robię performance o tematyce ekologicznej. Więc zamiast czerwonego dywanu – trawnik. Nasz, przydomowy. Ale wiecie co? Trawa miękka, nie czepia s...

Tam, gdzie czeka się miłością

Obraz
Są lata, które przemykają przez życie cicho, jakby na palcach – niemal niezauważalnie. I są takie, które wbijają się w pamięć jak drzazga, zostając na zawsze. Tamten rok… był właśnie taki. Nie uprzedził, nie zapukał. Po prostu przyszedł. I zabrał spokój. Najpierw była diagnoza. Nowotwór złośliwy. Agresywny. Słowa, które mają swój własny ciężar – taki, którego nie uniesie żadne serce. A potem – wypadek. Przypadkowy moment, zwykły dzień, leżak w ogrodzie… i nagle wszystko się zatrzymało. Zmiażdżone palce, ból, który przeszył mnie na wskroś, jakby los chciał dopisać kolejny rozdział dramatu. Nagle moje życie się skończyło – przynajmniej to, które znałam. Został lęk. I cisza. W tej ciszy – między kroplami chemii a kolejnymi badaniami – najwięcej światła przynosiła obecność najbliższych. Ludzkich i zwierzęcych. Zwłaszcza tych czworonożnych. Ich bezwarunkowa miłość była jak ciepły bandaż na poranioną duszę. Milcząca obecność, miękkie futro, spojrzenie bez ...

Z badziewia po piękno

Obraz
Czasami przychodzą takie noce, kiedy sen nie chce nadejść. Leżę w łóżku, patrzę w sufit i czuję, jak moje myśli zaczynają wędrować własnymi ścieżkami. To nie są zwykłe rozważania – to małe iskry, które zapalają się jedna po drugiej, jakby mój umysł urządzał sobie nocne ognisko kreatywności. Najczęściej dzieje się tak, gdy ktoś podrzuci mi stertę gałęzi – na przykład wierzby płaczącej. Leżą sobie wtedy przed domem, pozornie bezużyteczne, pogmatwane, szorstkie. Ale dla mnie to nie są tylko gałęzie. To surowiec. Potencjał. Ciche zaproszenie do twórczej zabawy. I właśnie wtedy, w tych cichych nocnych godzinach, mój umysł zaczyna podpowiadać: A może zrobisz z nich kaczki? Albo ogromne kwiaty? Albo coś, czego jeszcze nikt nie widział? Rano wstaję z głową pełną planów. Zakładam robocze ubranie, wychodzę na podwórko i zabieram się do pracy. Moje ręce wiedzą już, co robić. Nie potrzeba żadnej czarodziejskiej różdżki – tylko czasu, cierpliwości i o...

🌾 Wianki splecione z lata 🌾

Obraz
🌾 Wianki splecione z lata 🌾 Na wsi lato kończy się powoli, cicho. Zboża już zebrane, pola odpoczywają, a w powietrzu unosi się zapach sierpnia – suchy, złocisty, lekko ziołowy. W miasteczkach i wsiach zaczynają się dożynki – te barwne, radosne święta pracy i plonów. Kilka dni temu zadzwoniła do mnie pani Basia z nietypową, ale niezwykle miłą prośbą. – Zrobisz dla nas wianki? – zapytała z ciepłem w głosie. Nie wahałam się ani chwili. Jeszcze tego samego dnia zanurzyłam ręce w koszach pełnych suszonych kwiatów i zaczęłam splatać lato w krąg. 🌸 Powstały cztery wianki na głowę – lekkie, kolorowe, pełne zapachu i faktury. 🌿 Ale największą frajdę sprawił mi ten piąty – wianek na drzwi. Jest naprawdę wyjątkowy. Kompozycja, którą można nie tylko powiesić, ale i kontemplować. Delikatny zatrwian w odcieniach różu i fioletu tworzy miękką, barwną mgiełkę, jakby z letniego snu. Między jego drobnymi kwiatami wychylają się śmiało białe złociszki i gałązki czarnuszki – wystają poza ram...

🌿 Mój ogród – przestrzeń, która leczy 🌿

Obraz
Są dni, kiedy trudno podnieść się z łóżka. Ciało boli – ręce, nogi, nawet skóra. Każdy ruch to wysiłek. Skutki uboczne po chemii nie ustępują – są jak cień, który za mną idzie, choćbym nie wiem jak bardzo chciała zostawić go za sobą. Dziś kolejny wlew. Z każdym kolejnym mam wrażenie, że tracę cząstkę siebie. Boję się, że znów przyjdzie to zmęczenie, które nie ma litości. Boję się, że znów zniknę we własnym bólu. A jednak jest coś, co mnie trzyma. Coś, co pozwala mi przetrwać. To mój ogród. Nie jest wielki, nie jest perfekcyjny. Ale to mój świat. Przestrzeń, którą stworzyłam z potrzeby wyciszenia, ukojenia i wewnętrznej równowagi. Nie dla pokazów, nie dla zdjęć – choć teraz ludzie chcą go oglądać. Ten ogród powstał z serca. Z bólu i nadziei. Z pragnienia, by choć na chwilę zapomnieć o chorobie i wrócić do siebie – tej prawdziwej, której nie określa diagnoza. Kiedy kładę się na hamaku, czuję, jak mój oddech się uspokaja. Słońce dotyka twarzy, liście szeleszczą nad...

Moda z duszą - historia mojej sukni

Obraz
Wieczór jakich wiele. Siedzimy z mężem na kanapie, telewizor cicho mruczy, a my bezwiednie wpatrzeni w ekran. Kolejna gala, kolejny czerwony dywan… choć tym razem – czarny. I nagle ona – gwiazda wieczoru. Zjawiskowa. Pewnym krokiem kroczy przed obiektywami aparatów w długiej, olśniewającej sukni. I wtedy – jakby mnie piorun strzelił. Pomysł pojawił się nagle, jakby znikąd, ale od razu wiedziałam, że to ten moment. „A gdyby tak… wyczarować taką suknię? Swoją. Prawdziwą. Z serca.” – przemknęło mi przez głowę. Nie wahałam się ani chwili. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do mojej pracowni. Za plecami usłyszałam tylko zdziwiony głos męża: — Olaboga, co się dzieje?! — Wszystko w porządku! — krzyknęłam przez ramię. — Mam wizję! (A z wizjami się nie dyskutuje.) W pracowni – jak zawsze – cisza. Mój świat. Mój azyl. Usiadłam. Zaczęłam szkicować w myślach. Z czego ją zrobić? Jak połączyć formę z naturą? Jak sprawić, żeby nie tylko wyglądała, ale też mówiła coś sobą? Z minuty na minutę, jakby kto...

🌾 Makówka z wierzby płaczącej — lekka jak koronka

Obraz
Wierzba płacząca ma dla mnie szczególne znaczenie — to roślina, która od zawsze przyciągała mnie swoją subtelnością i miękką linią. Jej giętkie, długie witki wydają się zapraszać do tworzenia czegoś pięknego i naturalnego. Dla mnie, ta wierzba jest jak symbol harmonii — delikatna, ale jednocześnie pełna siły, by zmieniać przestrzeń wokół siebie. Pewnego dnia, gdy z wnuczką bawiłyśmy się w ogrodzie, piłka potoczyła się w stronę wierzby, a ja, schylając się, by ją podnieść, nagle pomyślałam: "Co by było, gdybym mogła wykorzystać te cudowne gałęzie i stworzyć coś, co oddałoby ich naturalną urodę?" Tak narodził się pomysł na makówkę z wierzby płaczącej — lekką, pełną przestrzeni formę, która stała się moją wizją połączenia natury z rękodziełem. ✨ Krok 1: Koronkowa baza z drutu Zaczęłam od stworzenia delikatnej bazy z drutu, która miała stanowić szkielet całej makówki. Użyłam cienkiego drutu o grubości około 1 mm, który wygięłam w formę otwartej konstrukcji...