Z badziewia po piękno
Czasami przychodzą takie noce, kiedy sen nie chce nadejść. Leżę w łóżku, patrzę w sufit i czuję, jak moje myśli zaczynają wędrować własnymi ścieżkami. To nie są zwykłe rozważania – to małe iskry, które zapalają się jedna po drugiej, jakby mój umysł urządzał sobie nocne ognisko kreatywności.
Najczęściej dzieje się tak, gdy ktoś podrzuci mi stertę gałęzi – na przykład wierzby płaczącej. Leżą sobie wtedy przed domem, pozornie bezużyteczne, pogmatwane, szorstkie. Ale dla mnie to nie są tylko gałęzie. To surowiec. Potencjał. Ciche zaproszenie do twórczej zabawy.
I właśnie wtedy, w tych cichych nocnych godzinach, mój umysł zaczyna podpowiadać: A może zrobisz z nich kaczki? Albo ogromne kwiaty? Albo coś, czego jeszcze nikt nie widział?
Rano wstaję z głową pełną planów. Zakładam robocze ubranie, wychodzę na podwórko i zabieram się do pracy. Moje ręce wiedzą już, co robić. Nie potrzeba żadnej czarodziejskiej różdżki – tylko czasu, cierpliwości i odrobiny wyobraźni. I oczywiście – pasji.
Zdarzyło się kiedyś, że przechodziła koło naszego domu pewna kobieta. Zatrzymała się przy płocie i z wyraźną dezaprobatą spojrzała na stertę gałęzi. Po chwili zapytała:
– Po co pani takie badziewie?
Uśmiechnęłam się tylko i odpowiedziałam, że z takich gałęzi można wyczarować piękne dekoracje – zarówno do ogrodu, jak i do domu. Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem, jakby próbowała ocenić, czy mówię poważnie. Ale zaprosiłam ją do ogrodu. Wystarczyło kilka kroków, by zobaczyła moją małą galerię wśród zieleni: wiklinowe kule, fantazyjne ptaki, olbrzymie kwiaty z gałęzi i liści...
Stała przez dłuższą chwilę w milczeniu. Potem spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami i z uśmiechem powiedziała:
– No, przyznam... nie spodziewałam się. To naprawdę piękne. Dziękuję za inspirację!
Minęło kilka tygodni. Spotkałam ją ponownie – tym razem sama podeszła pierwsza, cała rozpromieniona.
– Muszę się pochwalić! Zrobiłam kulę. Pierwszą w życiu! Nie taką piękną jak pani, ale jestem z siebie dumna!
Jej radość była zaraźliwa. I wtedy zrozumiałam, że czasem wystarczy jeden gest, jedna rozmowa – by rozbudzić w kimś coś nowego. Może nawet coś, co drzemało w nim od dawna, czekając tylko na odpowiednią noc i... stertę wierzbowych gałęzi.
Pozdrawiam serdecznie, Iwona 🧑🌾
Komentarze
Prześlij komentarz