Suknia z brzozy

Zdarzają się momenty, kiedy pomysł nie przychodzi z głowy, lecz z ciszy. Nie tej zwykłej, codziennej – ale głębokiej, jak poranna mgła, w której coś się ukrywa i jednocześnie odsłania. Nie planuję wtedy, nie szkicuję. Po prostu czuję, że czas coś stworzyć. Coś, co nie będzie tylko przedmiotem, ale śladem – obecności, wspomnienia, uczucia. Tak właśnie powstała suknia z brzozy – jedna z najpiękniejszych, a zarazem najtrudniejszych, jakie kiedykolwiek zrobiłam.


Wszystko zaczęło się od stelaża. Zwykły drut wiązałkowy – szorstki, nieustępliwy. Formowałam go cierpliwie, centymetr po centymetrze, jakbym prowadziła rozmowę z czymś, co jeszcze nie miało kształtu, ale już miało duszę. Praca z drutem nie jest łagodna – po kilku godzinach mam dłonie brudne od rdzy, czasem pokaleczone, szorstkie od wysiłku. Ale to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – to świadectwo, że jestem blisko tego, co tworzę. Że nie zostaję na powierzchni.

Osobno powstawały kołnierz, mankiety, pas. Każdy miał swoją wagę, swoją formę i swój czas. Łączyłam je z konstrukcją powoli, bez pośpiechu – nie technicznie, ale z uważnością. Jakby każdy element mówił: „jestem gotowy”, a moim zadaniem było tylko usłyszeć ten moment.
Najwięcej skupienia wymagało przeplatanie owocników brzozy. Wsuwałam je między druty, jeden za drugim, splatając je nie tylko z konstrukcją, ale też między sobą. Tworzyły strukturę gęstą, a jednocześnie miękką – jakby nie powstałą z surowca, ale z czegoś znacznie subtelniejszego. Z pamięci. Z ciszy. Z tego, co dzieje się wewnątrz, gdy na zewnątrz zapada spokój.


Ta część pracy była spokojna. Cicha. Jakby czas się zatrzymał, a ja trwałam w miejscu, które nie należało już do codzienności. Jakby sama brzoza podpowiadała, co dalej – swoim rytmem, swoją skromnością.

Spędziłam nad nią ponad tydzień. Ale nigdy nie tworzę pod presją czasu. Tworzenie to dla mnie stan obecności. Głębokiej, cichej obecności. Każda godzina jest ważna, nawet jeśli z zewnątrz nic się nie zmienia. Wewnętrznie dzieje się wtedy najwięcej.

W tym czasie moja pracownia przestaje być uporządkowana. Wszystko leży tam, gdzie zostawiłam – intuicyjnie. Na podłodze zostają ślady pracy, na biurku drobiny brzozy, a w powietrzu coś niewidzialnego, czego nie potrafię nazwać, ale co czuję wyraźnie. Skupienie. Obecność. Może czyjś ślad.

Gdy suknia była gotowa, patrzyłam na nią długo. Miała w sobie las i kobietę. Cierpliwość, prostotę i coś zakorzenionego głęboko. Odcienie ciepłego brązu nie krzyczały, nie przyciągały wzroku – one go zatrzymywały. Cicho. Z pokorą. Suknia nie była ozdobą – była opowieścią.

Latem, tylko raz, dodałam na dole sukni kilka polnych kwiatów. Tego dnia wiatr był ciepły, a światło miękkie jak szept. Zerwałam je z wahaniem – zawsze trudno mi zabierać coś, co rośnie w swoim rytmie. Ale suknia wtedy wyglądała jak pusty kielich. Jak coś, co czekało na ostatni, czuły gest. I tak właśnie to zrobiłam – z czułością, nieśmiało.

Do sukni przykleiłam klejem na gorąco trzy czerwone, świecące kamyki – drobne, ale wyraziste. Dodały całości ciepłego błysku, jakby tchnienia światła. Wykonałam też do niej torebkę z brzozy – prostą, z rączką z czerwonej wstążki, która spinała wszystko jednym, mocnym akcentem.

Do sukni dopełniłam jeszcze kapelusz wykonany z brzozy i jej owocników, który idealnie pasuje do całości i dodaje naturalnej lekkości oraz harmonii.

Bo najpiękniejsze rzeczy rodzą się powoli – z ciszy, z uważności, z brudnych rąk i cichego spojrzenia.

Tego dnia, gdy suknia była już gotowa, nie mogłam od niej odejść. Nie dlatego, że była efektowna. Ale dlatego, że była prawdziwa. Miała w sobie coś znajomego. Coś, co przypominało mi o kimś. O dłoniach mojej babci, które zawsze wiedziały, kiedy szyć, a kiedy po prostu usiąść obok. O jej milczeniu, w którym było więcej zrozumienia niż w tysiącu słów. O jej zdaniu, które wraca do mnie często:

„To, co robisz z serca, zostaje – nawet jeśli tego nikt nie zauważy.”

Suknia z brzozy nie była więc tylko projektem. Była czymś więcej. Zapisem chwil. Tych cichych, których się nie fotografuje. Śladem czułości, która nie potrzebuje uzasadnienia. Trwała – w swojej prostocie, w swojej pamięci, w tym, co niewidzialne dla oka, ale bardzo wyraźne dla serca.

Z serdecznością, Iwona 🧑‍🌾 🩷

Komentarze

  1. Jakie piękne pokłosie zostawiła #babcia🧑‍🌾
    Teraz z Ciebie Iwonko emanuje życiowa mądrość ,z której korzystasz i przekazujesz młodszemu pokoleniu💞 Szacunek🤗🤗🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! 🧡 To prawda, babcia zostawiła we mnie niezatarte ślady swojej mądrości i siły. Staram się przekazywać to, co najcenniejsze, bo wiem, jak wielką wartość miały te nauki. Cieszę się, że to dostrzegasz! 💞

      Usuń
  2. Doskonałość rodzi się w głowie ręce pomagają zaistnieć a serce daje wspaniały przekaz miłości do świata i ludzi ❤️❤️
    M.Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję z całego serca za te piękne słowa ❤️ To niezwykle poruszające, gdy ktoś tak trafnie potrafi uchwycić sens tworzenia. To prawda – kiedy serce prowadzi, nawet najprostsze rzeczy stają się wyjątkowe. 💫

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

🌾 Makówka z wierzby płaczącej — lekka jak koronka

Letnia opowieść spod wianka

Ręce, które uczą się od natury