Cukierkowy wianek



Wracałam właśnie ze sklepu, gdy mój wzrok przyciągnęły wysuszone kwiatostany dzikiej marchwi, kołyszące się leniwie na łące w popołudniowym słońcu. Ich koronki, delikatne i już nieco poszarzałe od letniego żaru, wyglądały jak zapomniane ozdoby z dawnych czasów. Bez większego zastanowienia zeszłam z drogi i zaczęłam je zbierać. Nim się obejrzałam, w rękach trzymałam już całkiem spory bukiet suszek.


W drodze do domu przyszedł mi do głowy pomysł: a gdyby tak zrobić z tego wianek? Ta myśl, choć początkowo ulotna, zapuściła korzenie i nie dawała mi spokoju. Następnego dnia rano zabrałam się do pracy.

Sięgnęłam po słomiany wianek, który cierpliwie czekał w szafce na swój moment. Z ogrodu przyniosłam pęczki białej gipsówki – lekkiej jak mgiełka. Małe bukieciki przywiązywałam do podstawy cienkim drutem florystycznym, aż cały wianek zapełnił się tą delikatną roślinnością. Potem sięgnęłam po farby.

Różowy i fioletowy sprej powoli zmieniał oblicze kompozycji. Najpierw pomalowałam gipsówkę, potem przyszła kolej na dziką marchew. Zanim jednak sięgnęłam po farby, musiałam się nią zająć – suche kwiatostany dzikiej marchwi są zazwyczaj zwinięte do środka, jakby chroniły swoje wnętrze przed światem. Przed malowaniem warto je delikatnie rozchylić, wytrzepać z nadmiaru nasion i nieco wyprostować – tylko wtedy można w pełni wydobyć ich koronkową strukturę. Dopiero potem nabierają lekkości i lepiej przyjmują kolor, nie tracąc przy tym swojego naturalnego uroku.


Ich naturalne barwy ustępowały miejsca pastelowym tonom, jakby kwiaty przebierały się na bal.

Gdy całość wyschła, zaczęło się najprzyjemniejsze – składanie wszystkiego w całość. Przyklejałam barwione kwiatostany do wianka za pomocą kleju na gorąco, układając je z wyczuciem, by zachować harmonię. Na koniec dodałam kilka pasm jasnoróżowego lnu – miękkiego, lekko odstającego, jakby wianek chciał opuścić swoje granice i rozszerzyć się w przestrzeń.


Kiedy spojrzałam na gotowe dzieło, uśmiechnęłam się sama do siebie. Wianek wyglądał jak z bajki – różowo-fioletowy, słodki, ale nie przesłodzony. Jak wspomnienie z dzieciństwa zamknięte w kręgu suszonych kwiatów.

Malowanie zajęło trochę czasu i wymagało cierpliwości – zwłaszcza że natura nie zawsze chce słuchać ludzkich planów. Ale kiedy się tworzy z serca, czas przestaje mieć znaczenie.


Na koniec usiadłam z kubkiem herbaty i przez chwilę po prostu patrzyłam. Na wianek. Na świat za oknem. Na cichy moment, który sama sobie stworzyłam. I pomyślałam, że czasem szczęście naprawdę można znaleźć na łące – wystarczy tylko się schylić.


Pozdrawiam serdecznie, Iwona 🧑‍🌾 🩷 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

🌾 Makówka z wierzby płaczącej — lekka jak koronka

Letnia opowieść spod wianka

Ręce, które uczą się od natury