Rzeźby w cukierkowym ogrodzie marzeń
Czasem najdelikatniejsze rzeczy rodzą się z największej siły.
Mój ogród nie jest tylko miejscem — to opowieść o tym, że można tworzyć, nawet gdy boli. Że z gałązek, drutu i wyobraźni da się zbudować świat, który koi serce.
W przyszłym roku pojawią się w nim rzeźby ludzkich rozmiarów — ubrane w moje stylizacje, utkane z cienkich gałązek. W odcieniach różu i fioletu, jak sen, który pachnie dzieciństwem.
Jedna z nich będzie wyjątkowa — dostanie jasnoróżowe skrzydła. Delikatne jak mgła o świcie, jak dotyk wiatru. Skrzydła z gałęzi i marzenia. Bo każdy ogród — nawet ten z bólu — potrzebuje odrobiny lotu.
Od dawna noszę w sobie tę wizję: ogród inny niż wszystkie. Cukierkowy, delikatny, jakby powstał z marzeń. Kolory miękkie, przefiltrowane przez wspomnienia — pudrowy róż, przygaszony fiolet, kremowa mięta. Wszystko lekkie, rozmyte, jak wspomnienie świtu.
A między rzeźbami zawisną duże dzwonki, przypominające konwalie. Nie drobne ozdoby, lecz przestrzenne formy, które łączą w sobie siłę i kruchość. Ich pękate kielichy z giętkich gałęzi zwisają ku ziemi, jakby wsłuchane w ciszę ogrodu.
Zawsze coś dla mnie znaczyły. Na jednym ze zdjęć widać dwa z nich — ogromne, a mimo to pełne lekkości. Dzwonki przypominają mi o tym, co ulotne i ciche, a jednak trwałe. Jak oddech. Jak poranna mgła nad ogrodem. Jak nadzieja, która nie znika.
Tworzę je z tego, co daje natura: z pnączy, z gałęzi, z tego, co surowe, a jednocześnie miękkie w dotyku. Z prostoty, która w moich dłoniach przemienia się w coś pięknego.
Pracuję powoli. Bardzo powoli. Moje dłonie już dawno przestały być posłuszne — uszkodzone nerwy, pamiątka po chemii i wypadku, przypominają o sobie codziennie. Czasem trudno mi nawet związać cienką gałązkę. Czasem ból ścina mnie do łez.
Ale nie przestaję. Nie mogę.
Bo kiedy tworzę te dzwonki — wielkie konwalie z gałęzi i powietrza — ból jakby cichnie. Jakby coś we mnie szeptało: „Jeszcze możesz.”
I ja wtedy wierzę. Choćby na chwilę.
Mam rehabilitację, ćwiczę, próbuję wszystkiego, co może pomóc. Ale najważniejsze jest to, że się nie zatrzymuję. Tworzę. Krok po kroku. Nawet jeśli każdy z nich boli.
Teraz siedzę w mojej pracowni. Pachnie tu drewnem, suchym zielem i świeżo ściętymi gałązkami. W tle cicho gra radio. Na stole leży saksofon 🎷 — trochę krzywy, niedoskonały, ale mój. Prawdziwy.
Chwytam kolejne pnącze i znów próbuję. Bo choć ciało czasem się poddaje, wyobraźnia wciąż biegnie.
I wiecie co?
To naprawdę wystarczy. 🌸
A saksofon… już wkrótce Wam pokażę. Niech i on stanie się częścią tej opowieści o sile, która potrafi być delikatna. 🎷✨
Pozdrawiam serdecznie, Iwona 🧑🌾🩷
Iwono, jestem pod wielkim wrażeniem, podobne rzeźby widujemy czasami w parku w Gołuchowie, ostatnio były to zwierzęta sporych rozmiarów. Niecodzienna pasja, gratuluję!
OdpowiedzUsuńJolu, bardzo dziękuję za miłe słowa i odwiedziny na blogu! 😊 Rzeźby w Gołuchowie rzeczywiście robią ogromne wrażenie — te zwierzęta są niesamowite. Cieszę się, że moja pasja przypadła Ci do gustu!
UsuńWspaniała twórczość. Rzeźby ludzkich rozmiarów to bardzo dobry pomysł.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do obejrzenia mojego nowego obrazu :)
Bardzo dziękuję za miłe słowa! 😊 Cieszę się, że rzeźby się podobają. Z przyjemnością zajrzę do Twojego nowego obrazu – już jestem ciekaw efektu!
UsuńSerdeczne pozdrowienia! 🎨
Bardzo mi sie podoba dzwonek. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję 🩷 Miło mi to słyszeć.
Usuń