Parasol z trawy
To miał być zwykły, letni poranek. Trochę słońca, trochę kawy. Trochę ciszy, która niby nic nie znaczy, ale czasem mówi więcej niż słowa.
I wtedy – pojawił się on. Rudy.
Mój pies.
Mój najlepszy przyjaciel.
Mój kawałek radości, który miał cztery łapy i oczy, w których można było się zanurzyć po uszy.
Spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem – tym, który znałam na pamięć.
Mówił: „No już. Załóż buty. Idziemy. Przecież wiesz, że dzień bez łąki się nie liczy.”
Więc poszliśmy.
On biegł jak oszalały, goniąc motyle, których nigdy nie chciał złapać.
A ja szłam powoli – za nim, ale też trochę… w sobie. W myślach, w rytmie trawy, w tej cudnej, letniej zwyczajności.
I wtedy – gdzieś między jednym źdźbłem a drugim – zatrzymałam się.
Bo nagle, znikąd, przyszła mi do głowy myśl, której nie potrafię do dziś wyjaśnić:
– A gdyby tak… zrobić parasol z trawy?
Nie z kwiatów, nie z liści.
Z trawy. Tylko z niej. Z tej najbardziej niedocenionej, szeleszczącej, lekkiej jak wspomnienie.
Absurd? Oczywiście.
Ale też… coś we mnie poczuło, że muszę to zrobić.
Że to nie będzie tylko zabawa. Że to będzie coś więcej.
Wróciłam do domu z naręczem kostrzewy – tej mojej ukochanej, drobnej, miękkiej trawy, która zawsze mnie do siebie przyciągała.
Rudy szedł przy nodze, z miną pełną akceptacji. Albo rezygnacji. Trudno powiedzieć.
Znał mnie dobrze. Wiedział, że czasem muszę robić coś zupełnie bez sensu – żeby poczuć sens.
Wyciągnęłam starą, zniszczoną parasolkę. Usunęłam materiał.
Został goły stelaż – trochę poobijany, ale gotowy.
I zaczęłam – układać, wiązać, plątać źdźbła kostrzewy.
Cały dom pachniał jak świeżo skoszona łąka.
Rudy leżał obok i tylko cicho wzdychał.
A ja… robiłam.
Bez planu. Bez schematu. Tylko z sercem.
Kiedy skończyłam, spojrzałam na ten mój zielony, trawiasty twór i coś we mnie drgnęło.
To był parasol – nie od deszczu, nie od słońca.
Parasol od codzienności. Od smutku. Od zbyt szybkiego świata.
Taki, który – choć nieprzydatny – był całkowicie mój.
Nie przetrwał długo.
Trawa wyschła.
Wiązania się rozluźniły.
W końcu się rozpadł.
Ale został we mnie.
Tak samo jak… Rudy.
Bo w tym roku odszedł.
Cicho. Spokojnie. Tak, jak żył – z godnością, której nie umiem opisać.
I choć każdy krok bez niego boli,
choć czasem nadal nasłuchuję jego łap w korytarzu,
choć serce się kurczy, gdy otwieram drzwi i nikt już nie czeka – to wiem, że zostawił mi coś więcej niż pustkę.
Zostawił mi te poranki.
Te spojrzenia.
Te wspólne łąki.
Zostawił mi tę kostrzewę.
Ten parasol.
To uczucie, że nawet coś, co przemija, może zostać – jeśli kochało się naprawdę.
Bo Rudy był nie tylko psem.
Był moją ciszą w hałasie świata.
Moją latarnią w zwyczajnym dniu.
Był domem, który chodził na czterech łapach i patrzył na mnie tak, jak nikt nigdy nie patrzył.
I może już nie biegnie obok mnie przez łąkę,
ale wiem, że jest.
W każdej trawie, która szumi, jakby coś szeptała.
W każdej porannej ciszy, która przypomina, że miłość nie kończy się tam, gdzie kończy się życie.
Bo życie nie zawsze musi być praktyczne.
Czasem wystarczy, że jest zrobione z trawy.
Z miłości.
Z pamięci.
I wtedy zostaje w sercu najdłużej.
Z czułością,
Iwona – kobieta, która robiła parasole z trawy, bo czuła, że musi. 🌱🩷
(Kostrzewa z nazwiska. Kostrzewa z serca.)
Pani Iwonko, jak wspaniale się czyta Pani opowieści! 😍
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu z Facebooka i przeczytałam wszystkie posty od deski do deski. Na moje rozdygotane serce zadziało jak najlepszy środek uspokajający...
Bardzo dziękuję, że Pani pisze i tworzy - proszę nie przestawać 🥹
Życzę wszystkiego najwspanialszego 🫶🍀
Monika
Pani Moniko, bardzo, bardzo dziękuję za tak piękne słowa! 🥰 Cieszę się, że moje opowieści mogły przynieść choć odrobinę spokoju. To dla mnie ogromna radość wiedzieć, że moje pisanie ma taki wpływ. Na pewno nie przestanę! 💚 Dodam jutro nowy post na blogu, mam nadzieję, że także przypadnie Pani do gustu. Życzę Pani wszystkiego, co najpiękniejsze, niech serce zawsze znajdzie ukojenie! 🫶🍀
UsuńZgadzam się z moją imienniczką. Niech pani tworzy i pisze 🥰i nie przestaje. Wszystko to pięknie dla oczu i serca☺️Przykro mi z powodu straty wiernego przyjaciela 🥺 Pozdrawiam, Monika
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie. Twoje słowa naprawdę podnoszą na duchu 😊. To ogromna radość wiedzieć, że moje twórczości mogą być dla Ciebie miłe. Dziękuję również za współczucie, to bardzo cenne w takim momencie. Pozdrawiam ciepło! 💖
UsuńIwonko, a ja znowu się wzruszyłam, serce zakołatało , oczy pełne łez, a w głowie zaraz tyle własnych wspomnień, własnej historii. Nie każdy ma taki dar tworzenia , dar wyrażania emocji, dar pisarski. Jesteś wyjątkową Kobietą.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia. Miłej Niedzieli.
Gosiu, jakie piękne słowa! Serdecznie dziękuję za ten wzruszający komentarz. Cieszę się, że mogłam wzbudzić w Tobie tyle emocji i wspomnień. Twoje wsparcie i pozytywne słowa zawsze dodają mi skrzydeł. Jesteś naprawdę cudowną osobą.
UsuńPozdrawiam Cię gorąco i życzę wspaniałej, pełnej spokoju Niedzieli! 💖
I znów się wzruszyłam😌😌 Piękna prawdziwa opowieść prosto z serca ❤️
OdpowiedzUsuńDziękuję z całego serca! 🥹 To dla mnie ogromnie ważne, że ta opowieść poruszyła Twoje serce. Takie słowa dają mi siłę, by dalej dzielić się tym, co wewnętrzne i prawdziwe. 💛
UsuńPieknie Pani pisze ja też straciłam trzy miesiące temu najlepszego przyjaciela psy sa bardzo wierne i mądre..Czytam i łezka się zakręciła serducho nadal boli bo pustka jest,ktoś mówi wez następnego psa ale to nie będzie juz taki sam każde zwierze jest inne tak jak człowiek.. Przepiękne te makówki nie mam takich zdolności bo tez bym zrobila do swojego ogrodu..
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za Pani ciepłe słowa... Doskonale rozumiem ten ból i pustkę po stracie ukochanego psa — to nie jest "tylko zwierzę", to członek rodziny i prawdziwy przyjaciel. Każdy z nich jest wyjątkowy i żaden inny go nie zastąpi, choć z czasem serce może otworzyć się na nową miłość. Proszę dać sobie czas.
UsuńCieszę się, że makówki się Pani podobają — jestem pewna, że gdyby Pani spróbowała, stworzyłaby Pani coś pięknego. Z sercem wszystko wychodzi najpiękniej.