Wirujące lato skryte we wianku


Czasem najprostsze rzeczy powstają z największym trudem. Ten wianek nie jest idealny – ale jest cały mój. Stworzony z zachwytu, uporu i dłoni, które mimo wszystko wciąż chcą tworzyć.

Kilka dni temu sąsiadka zapukała do moich drzwi, trzymając w rękach dużą torbę. W środku – strąki nasienne judaszowca, które o tej porze roku wspaniale dekorują jej ogród. Ich podłużne, skręcone formy od razu przyciągnęły mój wzrok. W jednej chwili wiedziałam, co z nimi zrobię – powstanie wianek.

Do kompozycji postanowiłam dodać coś lekkiego i delikatnego – różowe kwiaty zawciągu pospolitego, który właśnie teraz kwitnie na pobliskiej łące. Co roku go zbieram i suszę, bo zawsze trafia do moich wianków i bukietów.

Zaczęłam od słomianej bazy. Powoli, z uwagą, oplatałam ją drutem florystycznym, mocując bukieciki strąków i długie łodyżki zawciągu. Każdy element miał swoje miejsce – wszystko układało się naturalnie, jakby samo prowadziło dłonie. Praca była cicha, spokojna, niemal medytacyjna.

Ale nie była łatwa.

Moje dłonie już nie są takie jak dawniej. Po wypadku i chemioterapii zostały we mnie ślady – drobne, ale uparte. Nerwy uszkodzone leczeniem czasem odmawiają posłuszeństwa. Palce drżą, gubią precyzję. Proste ruchy stają się wyzwaniem. Drut wymyka się z rąk, łodyżki skręcają się inaczej, niż bym chciała. Czasem trzeba zaczynać od nowa.

Mój wianek nie jest idealny. Ale może właśnie dlatego jest mi tak bliski. W każdej nierównej linii, w każdej niesfornej łodyżce – jest coś ze mnie. Z mojego trudu, z cierpliwości, z cichego pragnienia, by mimo wszystko stworzyć coś pięknego. Tego dnia, te drżące dłonie znów dały radę. I to wystarczy.



Gotowy wianek wygląda, jakby wirował. Jakby poruszał się z wiatrem, tańczył. Strąki zdają się unosić, zawciąg nadaje lekkości – całość przypomina fragment letniego ogrodu zaklęty w kole.

Spodobał mi się tak bardzo, że od razu zawiesiłam go w pracowni – wśród innych wianków, które zdobią jedną ze ścian. Każdy z nich opowiada swoją historię, każdy powstał z zachwytu nad prostymi darami natury. To moje miejsce – pełne suszonych kwiatów, zapachów, kolorów i ciszy, w której rodzą się pomysły.



Patrzę na niego każdego dnia – przypomina mi, że nawet to, co uschło, może nadal być pełne życia. Wystarczy spojrzeć uważnie.

Nie jest idealny. Ale może właśnie dzięki temu mówi więcej. Mówi o tym, że warto próbować – nawet wtedy, gdy palce drżą, a ruch wymaga skupienia i siły. Że w niedoskonałości jest prawda. I że z tego, co pozornie kruche, można zbudować coś trwałego.


Może i Ty kiedyś ułożysz swój własny wianek. Może z kwiatów, a może z myśli. Niech Twoje dłonie poprowadzi natura, a serce znajdzie ukojenie w tym prostym, cichym rytuale. Nawet jeśli będzie to trudne – będzie Twoje. I to wystarczy. 🩷

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

🌾 Makówka z wierzby płaczącej — lekka jak koronka

Letnia opowieść spod wianka

Ręce, które uczą się od natury